Polska jednak da się lubić. Trochę mi zeszło, zanim do tego doszłam. A to zasługa wyjazdu w góry! Upragniony i długo wyczekiwany. Marzyły mi się Tatry, bo po takiej przerwie to byle pagórek mnie nie powali... No ale ze względu na słabe przygotowanie, wątpliwą pogodę padło na Lubomira - szczyt Beskidu Makowskiego. Całe 904m npm! :P Ale jest to jeden ze szczytów Korony Gór Polskich, więc prędzej czy później musiał zostać przez nas zdobyty:) Piąty w kolejce. A niech jego wysokość nie zmyli, bo wybrałyśmy trasę dość wymagającą jak na taki szczyt. Szybciej by było wejść na Kasprowy!
Oczywiście wybór miejsca wycieczki został poprzedniego wieczora odpowiednio oblany, co nie jest bez wpływu na początek wspinaczki i słabą kondycję:P Do tego przejazd busem do Myślenic też był interesujący. Polecam jako tanią saunę - 40min i tylko 4,5zł:P Trafił nam się busik przepełniony, więc miałam jedynie miejsce stojące, bez klimatyzacji i otwieranych okien. To tak, żeby za łatwo nie było... Do tego miałyśmy mapę całej Małopolski Południowej (lepsze to niż wydrukowana z netu tak jak osoby spotkane po drodze:P) A to oznacza, że skala była dość duża jak na górskie szlaki. Ale co tam. I tak szybciej weszłyśmy niż jest podawane na szlakakch, nawet pomimo ciągłych przystanków na maliny, jagody i poziomki:) Pychota.
Oczywiście sam szczyt nie zrobił na nas wrażenia. Po pierwsze dlatego, że słynne obserwatorium astronomiczne akurat było zamknięte. Jak pech to pech, a przecież nie było to żadne święto. A po drugie dlatego, że gdyby nie oznaczenie to pewnie byśmy minęły to miejsce i się zorientowały schodząc, że chyba Lubomir już był. Całe szczęście była jedna polanka, z której można porobić ładne zdjęcia... równinie. Widok nie na tą stronę co trzeba:P Za namową spotkanych pod drodze turystów schodziłyśmy żółtym szlakiem do Lubnia. Podobno widokowa trasa... Możliwe, ale drzewa nam wszystko zasłaniały:P Aaaa, trzeba wspomnieć, że nikogo nie spotkałyśmy na trasie, poza schroniskiem i szczytami. Pustki. A średnia turystów to 50+ co najmniej:) Po 8,5h od wyjścia w górę zeszłyśmy do "miasta" i udało nam się złapać stopa do Krakowa. Jeszcze nas czekał "spacerek" z Borku Fałęckiego na Mateczne. Ale co to są te 3km, przy tych 20tu kilku-30tu ;) A pogodę miałyśmy boską! Aż chce się wracać. Zresztą powodów jest jeszcze... 23, bo tyle nam do zdobycia Korony brakuje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz