wtorek, 16 sierpnia 2011

Barbara i pozytywne myślenie

To niesamowite jak bardzo pozytywne myślenie może zmienić punkt widzenia. Wreszcie, po prawie 3 miesiącach od powrotu z Amsterdamu się zaaklimatyzowałam. Nie było łatwo, ale ostatnich kilka dni mi w tym pomogło.
Weźmy za przykład ostatnią sobotą i podróż autobusem relacji Kraków-Zawiercie. Zaopatrzona w książkę (bo wstyd, ze od dwóch miesięcy jej skończyć nie mogę, ale w sumie to po pierwsze podróż do pracy nie zajmuje mi więcej niż 15min, a po drugie często jadę na rowerze, a tutaj już czytanie nie wchodzi w grę) usadowiłam się przy oknie i już ją wyciągnęłam z torebki, ale dałam się wciągnąć w rozmowę z uroczym młodzieńcem, który się dosiadł. Tak właściwie to wtedy nie takie miałam o nim zdanie, bo przysiadł się z jakimś kebabem, który roztoczył woń mięsa wokół, a smak ten chodzi za mną już dłuższy czas! Impulsem do dyskusji stała się pani siedząca przed nami, która starała się za wszelką cenę utrudnić sobie życie walcząc z firanką. Nie wiem o co jej do końca chodziło, ale w każdym razie jej walka z wspomnianym kawałkiem materiału wywołała uśmiech na naszych twarzach i pozwoliła nawiązać kontakt wzrokowy, co dla Jarka, bo tak przedstawił się ów chłopak, było sygnałem do przedstawienia się i rozpoczęcia dyskusji, która w dużej części miała jednak formę monologu. Nie miałam nic przeciwko, jako że gościu był osoba dość specyficzną, ale bardzo pozytywną. A wyznaję zasadę, że każdy ma coś mądrego do powiedzenia i od każdego się można czegoś ciekawego dowiedzieć, tylko trzeba to od niego wyciągnąć. I tu czasami pojawiają się schody.
No ale wracając do naszej uroczej rozmowy to jeszcze nie wyjechaliśmy z Krakowa a ja już wiedziałam, że Jarek jedzie do dziewczyny do Częstochowy, że jest z Jastrzębia Zdroju (Ślązak!!!), że ma dwóch braci, i że jest barmanem. Jedno z pierwszych pytań, które padło dotyczyło tego, czym się zajmuję. A chciałam mądrze zabrzmieć (a nuż znowu mam do czynienia z kimś niespotykanym) to powiedziałam, zgodnie z prawdą, że strategią rozwoju województwa. Trochę mu mina zrzedła i skomentował, że nie przyszpanuje, bo on to zwykły barman jest, co ma problemy z alkoholem, bo klienci ciągle chcą z nim pić. Jak się pewnie domyślacie, ciągnęliśmy drugi wątek, a nie strategii:P Zresztą nie sposób było nie wyczuć wonii alkoholu. Kolejna godzina upłynęła nam rozmowach na temat systemów socjalnych w Polsce i Wielkiej Brytanii, ostatnich wydarzeń z Londynu, jego braciach i ich firmach, związkach, zawiłościach pierogów z omastą, czyli skwarkami, klubie Gogo, tego jak ważna jest wierność w związku i wiele innych. No a na końcu było kulturalnie o sztuce, czyli o oryginalnym tatuażu – kolorowej podobiźnie Boba Marleya, która opasała mu całą nogę od kostki po kolano i jego motto życiowym „Don’t worry…”. Bo nie ma się co małymi rzeczami przejmować, życie jest piękne itp. Ale nie bez znaczenia na takie a nie inne filozofie życiowe pozostaje liczba promili we krwi lub ilość wypalonych skrętów. Oczywiście mój pobyt w Amsterdamie wzbudził sensację i pytanie na temat trawki. I był cały wątek o koledze, co miał kilka sklepów z dopalaczami i takiej kasy się dorobił, że już nie wiedział co z nią robić, więc kazał dziewczyną skręty robić w bikini i płacił im po 20 zeta za godzinę. Jak te podróże kształcą! A na koniec jeszcze się dowiedziałam, że korki w miastach są symbolem rozwoju, więc ku własnemu zaskoczeniu stwierdzam, że zgodnie z tą teorią Zawiercie to metropolią:P
Ciekawa jestem co takiego jest we mnie, że same indywidua przyciągam? Albo obcokrajowców. W środę mnie na piwo wyciągnięto (celowo nie mówię kto, bo oficjalnie podobno była inna wersja:P). No i okazało się, że Kraków w środę trochę przymiera po godz. 22. Na Kazimierzu ożywienie odnotowałam tylko w rejonie zapiekanek i Alchemii. W takim wypadku udałyśmy się do centrum, ale i tam sytuacja nie wyglądała lepiej. W końcu osiadłyśmy w Lizard King, gdzie grali muzykę na żywo. I gdyby nie ceny piwa to by było bardzo sympatycznie:P O innych nie wspomnę nawet, ale że już byłam w klimacie złotego trunku to nie będę narzekać na resztę. Z rzeczy, które przykuły moją uwagę był młody chłopak i.. wiekowa pani, która mu towarzyszyła. Do teraz się zastanawiam, czy to babcia była, czy po prostu „dobra” znajoma… Wtedy nie miałam czasu nad tym myśleć, bo w momencie miejsce się zaludniło Irlandczykami. Tak jakby był jakiś nalot, organizowali darmowe loty z Irlandii do Krakowa. Wszędzie Irlandczycy. A ponieważ akcent mają przyjemny a i ogólnie naród uważam za sympatyczny to nie narzekam. Tym bardziej, że od razu dwóch się do nas przysiadło;)
W zeszłym tygodniu Amerykanie, teraz Irlandczycy – a gdzie nasi? Czyżby już wszyscy Polacy byli usidleni?

Dobra, wreszcie naprawili serwer i mogę wrócić do pracy w trypie online cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz