poniedziałek, 20 grudnia 2010

Barbara i jazda po śniegu

Jak środa była pechowa, to co mogę powiedzieć o sobocie??? Postanowiłam się wybrać do centrum w celu poszukiwania prezentów. Wymyśliłam, że jak wezmę rower, to będę A) niezależna, bo o pt. to się można wszystkiego spodziewać po komunikacji miejskiej - przede wszystkim tego, że jak jest śnieg to nic nie jeździ!!! a B) żeby zobaczyć jak to jest zimą po śniegu.

No i muszę powiedzieć, że jest stresująco, długo, momentami fajnie, momentami niebezpiecznie a momentami się leży. No i niestety leży się w centrum, bo jakoś ludziom nie przychodzi do głowy, że jak ciapa zamarznie to się robi lód. A jak go jeszcze przyprószy, to już w ogóle kinder niespodzianka! No i o godzinie dojechałam sobie do centrum i na moment tylko przestałam się koncentrować na jeździe i tylko tyle pamiętam, że leżałam. Poobijałam się masakrycznie, czapka mi z wrażenia spadła. Ale najgorsze jest to, że zgniotłam aparat i... obiektyw nie działa:( buuuuuuuuuuuuuu. No i zbieram na nowy:P

Drogę powrotną odbyłam metrem. W końcu to też jakieś nowe doświadczenie!!! Najpierw mnie bramki nie chciały wpuścić, bo rower czujnika dotykał, ale ciekawe jak mam to zrobić jak prowadzę rower. Zostawić go wcześniej, przyłożyć kartę i szybko po niego wrócić?? Akurat!!!
No ale bramki z pomocą Holenderki dało radę, winda pod nosem na peron też. Najlepiej w metrze. Tylko niektóre wagony są przystosowane do przewozu rowerów. A mówiąc dokładniej, mają 2 haki na zaczepienie roweru, żeby się nie chybotał na boki podczas jazdy. Oczywiście z grzeczności przepuściłam taką jedną i niech mi to bokiem wyjdzie na przyszłość, bo ona powiesiła na tym niższym. A tam jest tak wąsko, a mój rower jest tak ciężki (z tą super dobrą kłódką i kapustą na gołąbki:P) No ale zaparkowałam, postawiłam go na stopce i kontrolowałam, żeby się nie wywalił. Ze stacji i tak musiałam pedałować do domu po śniegu. To prawie jak jazda po Saharze!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz