Wreszcie nadejszla wiekopomna chwila:) Prawie 2,5 miesiąca mi zeszło, ale wreszcie mam swój własny, piękny rower!!! Ma dwa kółka, siodełko, bagażnik, lampki, błotniki - jednym słowem wszystko co rower powinien mieć. No może prawie wszystko... Ma nożne hamulce. Ostatni raz takich używałam w czasach mojego komunijnego składaka! Można się odzwyczaić. Zresztą nie do końca opanowałam jeszcze sztukę pełnego zatrzymania. No bo zahamować można, ale zatrzymać się to chyba tylko zeskoczyć na końcu! No i dziś miałam już pierwsze chwile grozy. Wracałam z pracy (a wspominałam już, że mam 45 min rowerkiem lub tramwajem?) i w jednym miejscu, koło jeziora gościu coś do mnie mówi "respecteren sloter" (coś takiego usłyszałam i zapamiętałam, a jestem pewna, że powiedział coś innego:P) Co chyba znaczyło uważaj kobieto na lód, bo ślisko. Nie trzeba być poliglotą, żeby się domyślić co miał na myśli, bo wszyscy prowadzili rower, a tylko ja jechałam i jeszcze nos wycierałam (czyżby oznaka aklimatyzacji - z angielskiego - Daczyzmu?). No a później jadę sobie, a wszyscy się wloką przede mną, no to delikatnie wyprzedziłam, aż tu przed samym nosem pani na zakręcie nie wyrobiła i zaliczyła glebę. A ja co, zachowałam spokój i po hamulcach:P Tyle, że po ręcznych, których nie mam:P Może to i dobrze, bo pewnie też bym leżała (bo kto to widział hamować w takich warunkach?!). Po prostu ją ominęłam, ale oczywiście parę metrów dalej wyhamowałam, żeby sprawdzić, czy żyje. No ale końcówka drogi to jak lodowisko. Miałam zejść i prowadzić rower, ale jak widziałam, jak się ślizgają ci co prowadzą, to zdecydowałam się jednak zaryzykować. Ma się w końcu te zdolności kierownicze - po coś się to international management studiowało:P
A co do roweru, to postanowiłam, że będę nim jeździć zawsze i wszędzie (z wyjątkiem burzy i wichury!), jak prawdziwi Holendrzy, a nie jakiś tam turysta:) To mnie teraz możecie trzymać za słowo:)
Wczoraj wymieniłam baterie w lampce - niesamowite, jaki to skomplikowany proces, dobrze że miałam scyzoryk (dzięki Bracie):) No i dzwonek wymieniłam, bo dostałam w prezencie od koleżanki, bo ten mój przerdzewiały był. A tutaj to podstawowe wyposażenie roweru, jedna z najczęściej używanych części. Jutro idę na targ po porządny łańcuch, bo to co mam to tylko prowizorka. Byle cążkami pewnie się da przeciąć:P Dlatego rower mieszka w domu, albo garażuje w pracy (zresztą trzeba jakoś pilnować, żeby się siodełko nie schłodziło - muszę opatentować podgrzewane:)
Cieszę się jak dziecko:) Wreszcie odkryłam, że żyję! To nic, że po weekendzie mam takie zakwasy, że nie wiem czy jutra do żyję:P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz