środa, 19 stycznia 2011

Barbara i update

Coś u mnie cisza ostatnio, a to głównie przez to, że mi wróciło przeziębienie. Chcę się do weekendu doleczyć, więc zaraz o pracy na tramwaj i do domu spać. Bez sensu się choruje, bo nie mam siły na nic!!! Ale czasami coś trzeba - np. obiad zrobić! Wczoraj w planie były pierogi ruskie. Przywiozłam ser z Polski i data ważności mnie zmusiła:P Wyszłam kompletnie z wprawy, a ostatni raz jak je robiłam to chyba jeszcze w Szkocji było!! Dawno takiego grubego ciasta nie jadłam:P Ale zwale to na brak wałka!!! Widocznie ani Holendrzy ani Brazylijczycy nie potrzebują! Całe szczęście miałam butelkę wina, a skoro już ją wyjęłam z lodówki to szkoda ją było chować bez otwierania:P Żeby nie zanudzać - pierogi były pyszne, a wino na przeziębienie nie pomaga. Czerwone, grzane owszem (zresztą na etykiecie któregoś grzańca było napisane nawet, że ma właściwości lecznicze!!!). Malinóweczka owszem, działa lepiej niż paracetamol, więc wasze zdrowie:P W herbacie oczywiście. A propos zdrowia - w poprzedni piątek się wreszcie dodzwoniłam do lekarza (po 4 dniach nieudanych prób), żeby się o te moje płuca spytać i zgadnijcie co?! Nie ma ich! Tzn wyników badań nie ma, które szpital twierdzi, że przesłał tydzień wcześniej. Przecież one elektronicznie idą, to coś tu jest nie tak, bo nie sądzę, żeby jakiś haker przechwycił wyniki mojego prześwietlenia (chociaż z drugiej strony, można to od sesję topless podciągnąć:P) Pani się miała zorientować co się dzieje z wynikami i oddzwonić. Mamy już prawie czwartek a telefonu jak nie było, tak nie ma!!!
Trzeba się tam będzie pofatygować chyba!

Z innych ciekawostek powiem tylko, że Baden Powellweg, ten od mojej ulicy to miał ma imię Robert i był założycielem skautingu:) A panie sąsiadki, które mi z gazem pomogły to nie są żadne siostry czy koleżanki tylko...partnerki. Ale syn jest syn!

Aaaa, zapomniałabym o najważniejszym. Rozmawiałam wczoraj z managerem i... już wiem na 99%, że nie ma szans żebym na jakiś normalnych warunkach została w GRI. Na przedłużenie praktyki mnie nie stać, a do końca roku finansowego (czyli do lipca), na pewno nie stworzą żadnej posady. To zaczęłam się rozglądać, co rynek amsterdamski ma do zaoferowania i powiem, że nie ma nic!!!! Cieszycie się? Wygląda na to, że z końcem marca wracam do Polski!!! Jeszcze się z tą myślą nie oswoiłam, bo zaczęłam tu sobie plany robić na kolejnych co najmniej kilka miesięcy... C'est la vie!!!

2 komentarze:

  1. Widzę, że opieka lekarska tam taka sama jak i w Polsce... Muszę Ci powiedzieć, że nie cieszy mnie wiadomość, że w amsterdamie rynek pracy kuleje - przecież to podminowuje moje plany pracy tam... rozglądałaś się w jakichś konkretnych sektorach, czy wszystkie branże przeżywają kryzys?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zależy czego szukasz. Ja mam duże wymagania i wąską specjalizację. Ale rozszerzam poszukiwania, więc może się coś znajdzie:) Póki co szukam też w ojczyźnie!

    OdpowiedzUsuń