O wiele rzeczy mnie podejrzewano, ale nielegalne posiadanie narkotyków??? Pani w klubie wczoraj przeszła samą siebie;) Namówiłam znajomych wczoraj na klub latino. Okazało się, że jest to jedno z tych miejsc, w których sprawiają wrażenie super modnego klubu, a rzeczywistość jest o wiele bardziej brutalna:P Zaczęło się od megiery na bramce. Pani dokładnie sprawdziła zawartości naszych kieszeni i torebek. W mojej nie spodobała jej się NO-SPA!!! Bo ona nie zna takiego czegoś i muszę to zostawić. Nie uwierzyła w wytłumaczenie, że to przeciwbólowe. No nic, jeszcze czekało nas przejście przez drewnianą (!) bramkę i macanka po kieszeniach. No bo przecież jak przemycam jedne, to pewnie i więcej gdzieś mam:P
Kolejna "miła" niespodzianka to był pan, który pobierał myto (w końcu impreza w podziemiach i dość podejrzane towarzystwo, a jak zajrzałam do środka to się okazało, że atmosfera jest jeszcze dość grobowa). Zażądał od nas o 5e i... przerost mięśni nad mózgiem uniemożliwił mu policzenie do czterech, więc wejście miałam gratis. Zresztą pod zastaw NO-SPY:P
Jeszcze czekała nas obowiązkowa szatnia (jak wszędzie tutaj). Szatniarz dobił nas jeszcze stwierdzeniem, że to nudne miejsce! Jakby nie mógł tego powiedzieć przed zapłaceniem za wstęp!!!
Po tych wszystkich przebojach wreszcie dane nam było wejść do klubu!!! Uwagę moją przykuł pan siedzący w budce (jak słowo daję identyczna jak budki, w których sprzedają żetony na karuzele!). Sprzedawał właśnie tokeny do baru. Nie wiem jak opłaca im się taki system, bo to było jego jedyne zadanie. Najlepiej wyglądało menu i przelicznik! 1token = 2euro, 2tokeny=4 euro i tak aż do 20 euro. Nie było żadnej promocji w stylu 10 żetonów to taniej, ale domyślam się, że to była pomoc nie tylko dla mocno podpitych klientów, ale i dla niego:P
Okazało się, że jest jeszcze dość wcześnie (to nic, że impreza trwała od 2h!), bo na parkiecie były zaledwie trzy pary. Co prawda wszystkie miejsca były zajęte, ale nie trudno zapełnić 15 miejsc siedzących:P
Warto jeszcze opisać DJa. Ledwo wystawał zza konsoli i puszczał same smętne kawałki, więc nic dziwnego, że atmosfera była grobowa:P I do tego taki uroczy wąsik!
Całe szczęście, że byłam z czylijskim kolegą, który czuje latynoskie rytmy jak mało kto. Nawet nie trzeba umieć tańczyć specjalnie:P No to się wytańczyliśmy, chociaż czuję niedosyt, bo się wreszcie około pierwszej zapełniło tak, że zostałam porządnie zdeptana, potraktowana łokciem lub kucykiem.
Jak wychodziliśmy upomniałam się o moje "narkotyki". Magiera już okazała się być milsza. Sprawdziła sobie w internecie, że to są rzeczywiście tabletki przeciwbólowe! I od razu inne podejście do człowieka, nawet dobrej nocy życzyła:P A byłaby dobra, gdyby autobus przyjechał! Ponad pół godziny czekałam, bo albo kierowca jechał dobrych 10min wcześniej, albo po prostu najzwyczajniej w świecie autobus nie kursował. Już się bałam, że będę musiała z buta lecieć (z 10km!!!!), bo na rozkładzie była jakaś naklejka z informacją, której niestety nie zrozumiałam, ale brzmiało jak autobus nie jeździ kiedyś tam a kiedyś tam!!!! Całe szczęście następny przyjechał. Jak tam stałam na przystanku to jeszcze byłam świadkiem fajnej akcji ogłupiania policji. Jak to w Holandii na ulicy mnóstwo rowerów o każdej porze dnia i nocy. I jechał sobie taki gościu, bez świateł i go policja przyczaiła. Jechali tak ramię w ramię i policjanci do niego po holendersku, że nie ma świateł. Gościu najspokojniej w świecie mówi, że nie zna holenderskiego i jedzie dalej, nie odwracając głowy nawet. Tamci się zdziwili ale nic nie zrobili. Poczekali na zielone światło, a rowerzysta na czerwonym im odjechał:) Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji z Polsce. Na pewno by go pogonili i wlepili mu mandat za brak świateł i obrazę policjanta na służbie:P Welcome to Holland!!! :)
Nieźle się tam zabawiacie :D Co jak co, ale myślałam, że w Amsterdamie kluby raczej na poziomie... cóż, wszędzie się znajdzie taki przereklamowany lokal ;P
OdpowiedzUsuńZabawa na sto dwa:) A odlot po nospie - hmmmmm. A właściwie to odlot jest przed nospą:P
OdpowiedzUsuńA co klubów, to ja tu chyba jeszcze nie trafiłam na naprawdę dobry klub! Zawsze coś jest nie tak. Ale liczy się towarzystwo, z którym się bawisz a nie miejsce, więc nie narzekam:)