poniedziałek, 25 października 2010

Barbara na wycieczce w Haarlem i Zaandvoord

No i pozazdrościłam wszystkim tym, którzy wyjechali na weekend z miasta i pojechali w góry! Gór na próżno szukać w Holandii - najwyższy szczyt ma trochę ponad 300m (ale mają pod Amsterdamem kryty wyciąg narciarski!) - więc padło na... Haarlem. Namówiłam kolegę i o 11 siedzieliśmy sobie w pociągu (piętrowym:). Haarlem to miasteczko oddalone od Amsterdamu o16min jazdy pociągiem. Dla wielu ludzi - alternatywa dla życia w A'dam. Z ciekawostek to ośrodek handlu cebulkami tulipanów.

Haarlem jest ładny, ale... w niedzielne południe strasznie pusty!!!! Żywej duszy na ulicy, sklepy pozamykane na 4 spusty (cztery czy dwa się mówi????). A co najdziwniejsze - Kościół zamknięty!!!! Jedną główną atrakcję mają - Kościół św. Bawona :) z pięknymi organami, którymi się podobno sam Mozart zachwycał. Zanotować - kościołów się w nd w Holandii nie zwiedza!!! Aaaa i jeszcze pod kościołem jest pomnik Laurensa Janszoona Costera - który to rzekomo druk wynalazł, ale ktoś mu pomysł ukradł i Gutenbergowi przekazał. A to pech!

 Rynek w Haarlem
 "In her shoes"
 tęcza!!!

No nic - na zdjęciach sobie pooglądacie jak tam ładnie i trafiła nam się wyjątkowo ładna pogoda. W ogóle to odpukać, ale niedziele są wyjątkowo ładne jak na razie. Owszem pada, ale jest słonecznie. No i w Haarlemie też padało i świeciło słońce, więc były tęcze. Piękne tło do zdjęć!A do tego tęcze podwójne i...potrójne! No ale nie ma się co tęczami podniecać, bo to jest symbol.... homoseksualistów, żeby być poprawną politycznie. Zabawne jak ludzie sobie z tego sprawy nie zdają i kupują różnokolorowe parasolki i inne takie. A później się dziwią, że albo się ludzie dziwnie na nich patrzą, albo dostają dziwne propozycje. Aha i jeszcze trójkąt ma podobne znaczenie chyba, bo jest taki pomnik tutaj - tzn wszyscy na tym siedzą, bo myślą, że to ławka chyba. Gdyby wiedzieli...

 Kościół św. Bawona
Wiatrak 'De Adriaan' 

Ale znowu odbiegłam od tematu wycieczki. Zachęceni ładną pogodą zdecydowaliśmy (i wcale nie było to: jedziesz czy nie?:P), że zahaczymy jeszcze o Zaanvoord. Nadmorskie miasteczko, rzut beretem od Haarlemu (3,8e w dwie strony). Nie pożałowaliśmy - piękne słońce, chmury (chmury i woda - te dwa zjawiska atmosferyczne są genialne jako tło do fotografowania), i.... kitesurferzy. Zgłodnieliśmy masakrycznie, więc w typowo holenderskiej knajpie przy dźwiękach holenderskiej muzyki zjedliśmy danie dnia, a później zaczęliśmy spacer w stronę wydm. No i nas dopadła burza z gradem. Średnio przyjemnie uczucie, tym bardziej, że się okazało, ze ponad pół godziny trzeba czekać na pociąg, a stacja już była zamknięta. Tu w nd wszystko wcześnie zamykają, o ile cokolwiek otwierają;) Welcome to Holland!!! 


 Zandvoord: plaża i ja!
motylek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz