Pierwszy tydzień (z hakiem) pracy za mna. Hmmm, nie powiem, że mi się nastawienie nie zmieniło w stosunku do pierwszych dni. Ale możliwe, ze to wszystko przez te problemy z szukaniem mieszkania. Niestety, ale to co mówili to prawda: jest BARDZOOOOOOOO ciężko i BARDZOOOOOOOOO drogo tutaj!!!! I tak miałam szczęście na samym początku.
Jeśli chodzi o pracę, to za ambitnych rzeczy na razie nie robię. Jako praktykant pozbywam się papierowych wersji aplikacji i jeśli trzeba to skanuje czego brakuje. Tak wiec z XEROXem jestem za pan brat! A copy room to moje drugie biuro przez ostatnie dni;) Poza tym zaczynam przygodę z fakturami. Już wysłałam pierwsze listy ponaglające do ludzi – na razie bez odzewu, ale nie mnie pierwszej nie odpowiedzieli a już ja na nich sposób znajdę:)
Główne moje zadania z ubiegłego tygodnia to przygotowywanie materiałów szkoleniowych. Tzn. przeklejanie z ppt od naszych partnerów treningowych do naszych brandingowych formatek. Wreszcie się mogę wyżyć i dać upust mojej upierdliwości – ujednolicając punktatory, czcionki, wyrównania i takie tak. A co najdziwniejsze – nie jestem najbardziej czepiającą się osoba – bo jest ktoś nade mną, kto mnie jeszcze śmie poprawiać:P
Ale może napisze o co tu właściwie chodzi – dla was i dla mnie, żebym nie zapomniała gdzie moje miejsce;) Mój program się nazywa Training&Coaching (czyli po naszemu to trenowanie i coachowanie). Chodzi o to, ze co jakis czas, w roznych regionach globu otwiera się proces aplikacyjny dla ‘training partner’ czyli partnerów trenerów. Taka organizacja, która się zgłosi musi przysłać swoja propozycje szkoleń i dużo różnych informacji. Jak się spodoba, to zaczynamy z nimi proces podpisywania czegoś na kształt umowy. Jak dojedziemy do porozumienia, to tu wchodzę ja – wysyłam im fakturę :) Pierwsza to 50% rocznej opłaty za jedyna w swoim rodzaju możliwość szkolenia o naszym czołowym produkcie, którym jest GRI G3 Guidelines – czyli Raportowanie według wytycznych G3. Później z takim partnerem trzeba się dogadać co do materiałów szkoleniowych. Są ogólne wytyczne, które obowiązują wszystkie kraje. Do tego każdy partner odpowiada na pytania regionalne. Ja to później w ppt wszystko składam. A jak już wszystko jest ready, to czasami partnerzy chcą tłumaczyć na swój ojczysty język i wtedy… robię wersje językowe. Tzn. sprawdzam czy wszystkie rysunki i inne pierdoły się zgadzają. Bo przecież nie tłumaczę! Pierwszą ppt miałam po niemiecku:)
Jak już mają materiały szkoleniowe to mogą szkolić oczywiście, ale my, jako GRI, musimy sprawdzić jaki jest poziom szkoleń. Po pierwsze uczestnicy wypełniają ankietę online, a jak wypełnią dostają certyfikat uczestnictwa w szkoleniu. Po drugie rekrutujemy kontrolerów jakości. I tu też jest cała administracyjna zabawa. Ale to raczej piszę, żebym ja zrozumiała, bo dla was to pewnie nudne jak flaki z olejem, więc spokojnie mogliście opuścić i przejść do kolejnego akapitu:)
W najbliższych dniach mam spotkania z ludźmi z różnych działów. Będę miała okazję wreszcie poznać ludzi i dowiedzieć się nad czym pracują oraz jak to się wszystko układa w jedną całość, czyli GRI. Nie jest tak źle jak to wygląda, po prostu mnie trochę z aklimatyzacją schodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz