niedziela, 24 października 2010

Barbara się bawi


Chyba pora na kolejny odcinek z serii "Barbara w Amsterdamie". Ostatnio się dużo dzieje (wreszcie) i dlatego nie mam czasu pisać. Plusy są takie, że odkryłam, że da się  żyć bez kompa i neta!!! Ale nie za długo:P
Moje życie tu zmienia sie jak sinusoida. Raz jest fajnie, że żyć nie umierać, a raz nic tylko z mostu skoczyć (a mostów od cholery, wiec dobrze ze jestem niezdecydowana i nie wiem, który wybrac:P). W każdym razie teraz jest ten tydzień na plus (powiedzmy sin 90st) i niech ten tydzień trwa oby jak najdłużej! Od czego sie zaczęło? Hmmmm..
Chyba w pt od wyjścia na piwo z ludźmi z pracy. Wreszcie jakaś integracja, możliwość troszkę lepszego poznania ludzi, nowych miejsc i uświadomienia sobie, że wszyscy przez krótszy bądź dłuższy okres byli w Stanach lub Australii lub innym ang. mówiącym kraju i mój poziom języka pozostawia wiele do życzenia, nie mówiąc o tym, że nie wszystko łapię, co mówią. Ale miało być o pozytywnych aspektach:P


W zeszłym tyg. dowiedziałam się w pracy o karcie - rocznej wejściówce do muzeów (aha - jak się powtarzam, to od razu przepraszam, ale nie wiem czy juz to opisywałam i komu!). Taka karta kosztuje 45e i się zwraca po 3 muzeach. A w pt i czw muzea są czynne do godziny 22! i Do tego maja jakieś ekstra wystawy - muzyczka, koncerty, winko - fajny klimat. W pt byłam na wizycie u Van Gogha. Nawet te słoneczniki ładne, bo tak ludzie mówili, że zawiedzeni są. Ale generalnie prace Van Gogha to pozbawione są perspektywy. Dachy jakieś takie krzywe, krzesła z podwójną perspektywa - bok i tył.  No ale cóż - to Van Gogh w końcu!

W sb oglądałam kolejne mieszkanie – tzn. byłam umówiona z dziewczyna która tam mieszka, żeby obejrzeć i pogadać. Niestety po tyg powiem, że castingu nie przeszłam. Mieszkanie dwupoziomowe, w centrum - blisko bym miała do pracy, ale chyba nie było ta możliwości rejestracji. No nic, było minęło. Resztę dnia spędziłam ze Stef na ... szukaniu stroju na Halloween. Stef chce być piratką, więc nie miała problemu ze znalezieniem czegoś dla siebie. Gorzej ze mną - nie wiem kim chcę byę (chociaż się dowiedziałam, że na diablicę się nadaje jak nikt:P). Jedyny strój z wypożyczalni to był strój Bawarki;) W galerii jest zdjęcie. Ale w domu znalazłam czerwoną perukę z rogami, trzeba ogonek dokupić, sukienka czerwona, kabarteki i diabeł malowany:)
No chyba, że mi jeszcze coś wpadnie do głowy, ale z frankeisteina jakoś nie mam ochoty:P
Wieczorem w sb była impreza dla expatów, czyli obcokrajowców mieszkających za granica. Miała się zacząć o 21. Przyszłam spóźniona, bo nie miałam mapy i... zapomniałam sprawdzić gdzie to się umówiłam ze Stef:) A Niemka jak to Niemka punktualna. Shame on me! Ale udało jej się od razu nawiązać kontakt z ludźmi i tak się już trzymamy - jest nas ok 8 osób: Nigeryjczyk, Włoch, Chilijczyk, Szkot (Edi!!!), Malijka:) No i jeden chłopak z... nie pamiętam:) i Polak. Aha i Szwedka jeszcze jest. Fajna grupa. Co prawda większość z nich jest tu na normalnym kontrakcie w pracy, co znaczy, że to firma im szukała mieszkania i nie znane im są terminy jak „poszukiwanie mieszkania” i „casting”!!! Np. bardzo mnie rozbawiło pytanie - co robię po pracy. Jak mu powiedziałam, że a) szukam mieszkania, b) chodzę do biblioteki na internet - to się nieźle zdziwił. Bo on biedny się nudzi, bo ma 80m2 tylko dla siebie i jest tak pusto!!!! Chciałabym mieć taki problem - mieszkanie w centrum za 2tys e opłacone przez BAT (British American Tobacco). A tak na marginesie to gadałam z nim wczoraj i ma bardzo fajny program menedżerski w firmie. Super rzeczy robią i jak już się napaliłam, że się aplikuję, to się okazało, że w tym roku nie będzie rekrutacji!!! Buuuuuuu!!!!!
Impreza była przednia, ok 1 przenieśliśmy się do Baru Italia. Ku mojemu zdziwieniu okazał się być knajpą z tańcami, a nie dziwnym włoskim podejrzanym miejscem:) Najpierw nas nie chcieli wpuścić, bo było BUSY. A jak już wpuścili to nie stwierdziłam, żeby tam było miejsce. Tańczyliśmy na kurczaka - z łokciami przy ciele. Az się nie rozluźniło. No ale taki ścisk sprzyja poznaniu nowych ludzi... :) Miło i sympatycznie. Ok 3 się zaczęłam zbierać na autobus i... kierowca bezczelnie nie otworzył drzwi. Zatrzymał się jak machnęłam ręką, a jak się odwróciłam, żeby się  pożegnać ze znajomymi to odjechał!!! No ale cale szczęście kolejny był za pół godziny!!!!
W nd pół miasta było sparaliżowane, bo był 35. maraton amsterdamski. Prawie 20tys osób brało udział!!!! Maraton, półmaraton, ćwierć maraton i takie tam. Jeździłam sobie rowerkiem i pstrykałam fotki bo wyjątkowo ładny dzień był. Szczęście mieli, że i nie padało. NO ale z powodu maratonu, mój tramwaj nie jeździł cały dzień. Dobrze, że mam metro niedaleko!
Taki przerywnik - siedzę w bibliotece i właśnie przyszli ochroniarze i gościa opieprzyli za to, że śpi:) Jak nie chrapie to co im przeszkadza?????
No ale wracając do mieszkania - robie grafik, wiec się spieszcie. Od czw w Amsterdamie juz maja świątecznie. Ozdoby juz świecą na mieście, jest coś, a la christmas market z diabelskim młynem. Sprzedają już ciastka świąteczne. Klimaty pełna para.
Byłam w tym tyg. rozejrzeć się za jakąś oferta pilates, bo mi trochę sportu brakuje. Niedaleko pracy znalazłam centrum fitness. Pierwsze co mi dali to formularz do wypełnienia, a ja tylko zapytać chciałam. No ale zrobili mi rundkę po miejscu. Fajnie, ale 49e miesięcznie. Niby nie jest drogo, ale do tego tyle samo (w super promocji!) za wpisowe. Plusem jest 30dniowy program próbny. I wejściówka jednodniowa. Miałam iść właśnie dzisiaj, bo po sobie były zajęcia: body balance i zumba, no ale zapodziała mi się ta wejściówka. Mam nadzieje, że gdzieś w pracy w papierach ją mam! Szkoda. No ale jak wszystkie miejsca maja taka praktykę, to się do 4 zapisze na próbę i luzik:)
Aaaa, zapomniałabym o najważniejszym. Byłam wreszcie w czw. na frisbee!!!! Zadupie straszne. Spóźniłam się 30min (jakoś na mapie to bliżej wyglądało, a na dodatek pijany Holender albo Polak(?) uparł się mi pomóc, tylko gościu się nawet na mapie nie potrafił odnaleźć a co dopiero miejsce, którego szukałam). Dobrze, że nie padało, bo by się wróciła! Oczywiście graliśmy na dworze, bo boiska oświetlone. Ale wiało nieziemsko. Tylko dlatego, że nie jestem studentką, trafiłam do grupy PRO. No i tu był błąd, bo w ogóle nie wiedziałam, co się dzieje na boisku. U nas jednak jest inny poziom, no i inaczej się krzyczy!!! Za to pewnie zostanę zlinczowana przez KrakUFa, ale może od kwietnia im przejdzie:P Albo po prostu ja taka głupia jestem:P Wygwizdało mnie nieźle. Zniechęciłam się, tym bardziej, że kolano się odezwało, także nie mogłam wstać następnego dnia. Nie ma co ryzykować, tym bardziej, że nie wiem co mi to ubezpieczenie pokryje!:( A gra na hali juz nie jest taka pociągająca jak na trawce na świeżym powietrzu! Ale warto było pójść.
Wczoraj z kolei zwiedzałam muzeum fotograficzne FOAM. Okazało się, że jeden z tych expatów był fotografem (Nikonista:P). Miejsce dziwne, bo jak bym to galerią nazwala a nie muzeum. Żadnego eksopantu nie było, a wystawa słaba. Tzn żadne z nas nie zrozumiało sztuki najwidoczniej. Byliśmy później na imprezie jego kolegów z pracy czyli z BAT (papierosów). Fajnie, bo sami ludzie z Europy Centralnej i Wschodniej i żadnego Polaka:) Zaczyna mi się tu podobać. Czeszka wraca do Pragi i to jej pożegnalna impreza była. Oczywiście ze śliwowicą. I ja później na rowerze wracałam!! Ale tu całe szczęście alkomatem nie sprawdzają rowerzystów. Tylko po nocy się ciężko pedałuje:) Jutro w planach kolejne muzea, bo pogoda deszczowa.  Miałam jechać do Eindhoven na Dutch Design Week, ale chyba z braku chętnych nie pojadę. Przejdę się do muzeum narodowego i muzeum diamentów:) Chociaż jak ma być tak jak w m. fotograficznym, to lepiej się do jubilera przejść:P
Jakoś dziś nie mam weny na pisanie, wiec jest nudniej niż ostatnio! I dłużej chyba. Od przyszłego pt będę już miała neta w domu (juhuuuu!!!!), wiec coś częściej może napiszę. Generalnie wreszcie zaczynam odkrywać uroki miasta, poznawać ludzi fajnych i coś się dzieje a nie tylko szukanie mieszkania i chodzenie do biblioteki na neta. Oby ta faza trwała jak najdłużej:)
PS a w ogóle to odkryłam dziś super miejsce  - targ. Kwiaty mają tanie jak barszcz, owoce też. Kupiłam sobie koszyczek truskawek za euro (co prawda takie sobie:P)! Do tego tam są ciuchy, buty, kłódki, - generalnie mydło i powidło. Fajne miejsce:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz