poniedziałek, 22 listopada 2010

Barbara poznaje sąsiadów

Nie pomyślałabym, że gaz zbliża ludzi. Wróciłam do domu, bo 4 dniowej nieobecności a tu taka niespodzianka. Zimno jak w iglo, bo oczywiście, zgodnie z zaleceniami ogrzewanie przykręcam na 15st jak mnie nie ma. Od razu podkręciłam na 20, żeby się zagrzać. A tu nic. No to myślę sobie, że herbatą będzie szybciej. Odkręcam kuchenkę, a tam..też nic!!! Coś mnie tknęło i przejrzałam pocztę. No i była - kartka, a nawet dwie mówiąca coś o przerwach w dostawie gazu. (jak to dobrze, że gaz jest gas). No to google. translator i do dzieła. Uprzedzali, że dziś do południa nie będzie gazu. Fair enough. Ale druga kartka zawierała instrukcje jak później przywrócić gaz. No i tutaj tłumacz guglowski niestety nie dawał już rady. Zresztą chyba bym mu nie chciała uwierzyć, żeby nie było później jak w tym dowcipie o rozbrajaniu bomby. Przetnij czerwony kabel... ale najpierw odłącz niebieski;) No to co mi zostało?! Poszukanie pomocy u sąsiadów. Zapukałam do drzwi obok, z bananem na ustach, no bo nigdy nie wiadomo jaki przystojniacha otworzy:P No to już wiem jaki, ale przynajmniej mówił po angielsku i razem z mamą włączyli mi gaz. No to uradowana zrobiłam sobie herbatkę i czekałam aż się zagrzeje. I czekałam, i czekałam. Wreszcie wpadłam, że coś z ogrzewaniem jest nie tak, pewnie trzeba zresetować. Nawet instrukcję znalazłam, ale.. oczywiście po holendersku. No to biorę i pukam w te same drzwi. Kolejna osoba otworzyła i ...też kobieta. No i uratowała mnie od spania w wełnianym płaszczu pod puchówką i gotowania wody do mycia czajniczkiem:) Holendrzy nie są tacy źli jak o nich mówią:)
Wreszcie się zagrzało, to mogę już zdjąć czapkę i rękawiczki:P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz